Życiowy artykuł o marihuanie-naprawdę wart przeczytania

Różne newsy i wiadomości, artykuły konopne o marihuanie.
Awatar użytkownika
diselryder
super grower
super grower
Posty: 960
Rejestracja: 13 lut 2011, 22:54

Życiowy artykuł o marihuanie-naprawdę wart przeczytania

Post autor: diselryder »

Chirurdzy operujący Keitha usunęli mu chore jądro i wiele węzłów limfatycznych. Wierzyli, że wycięli raka w całości. Keith z dużym wysiłkiem wrócił do pracy i wszystko wyglądało dobrze, ale dziewięć miesięcy później odkrył, że jego drugie jądro jest twarde i powiększone. Chirurdzy natychmiast je usunęli i powiedzieli, że konieczna jest intensywna chemioterapia. Podawano mu cysplatynę, nowe, bardzo toksyczne lekarstwo, po którym odczuwał silne efekty uboczne.

Silnie wymiotował przez osiem do dziesięciu godzin, a potem czuł tak straszne mdłości, że nie mógł wytrzymać widoku ani zapachu jedzenia. Compazine i inne lekarstwa przeciwwymiotne nie przyniosły zauważalnej ulgi.

Przez niecałe dwa miesiące nasz syn stracił przynajmniej 30 funtów. Zaczął wymiotować żółcią. Gdy miał już pusty żołądek, nadal targały nim torsje i konwulsje. To było straszne, patrzeć jak nasze dziecko przeżywa takie cierpienia z powodu choroby i leczenia. Pewnego razu powiedział mi, że nie chce, jak zmarły brat Dana, być tak chorym, żeby nie móc zadbać o siebie i nie chce być brzemieniem dla rodziny. Powiedział, że gdy sprawy zajdą tak daleko, chce mieć możliwość odebrania sobie życia. Kazał mi obiecać, że gdy nie będzie już nadziei, pomogę mu popełnić samobójstwo.

Któregoś popołudnia przeczytałam w gazecie artykuł o chorym na raka pacjencie, który znalazł na progu swojego mieszkania woreczek marihuany. Artykuł mówił, że dowody naukowe wskazują, że może ona pomóc w leczeniu nudności wywołanych chemioterapią. Pomysł, że marihuana jest przydatna w leczeniu był dla nas nowy. Na początku śmiałam się z historii. To wyglądało nieprawdopodobnie, by marihuana tak po prostu znalazła się u czyichś drzwi.

Jako rodzic, byłam zdecydowanie przeciwna marihuanie i innym nielegalnym narkotykom. Mój mąż i ja upewniliśmy się, że nasi synowie wiedzą co czujemy. Nie wątpiliśmy, że eksperymentowali z marihuaną w młodości, ale byliśmy zarazem pewni że nie mają problemu z narkotykami i wiedzą o naszym negatywnym stosunku do narkotyków. Trudno było uwierzyć, że nielegalna substancja może pomóc. Jeśli marihuana ma wartość medyczną, rząd na pewno wiedziałby o tym i pozwolił sprzedawać ją na receptę.

Byliśmy jednak zdesperowani, więc powiedzieliśmy Keithowi co przeczytaliśmy. Odpowiedział, że inni pacjenci w szpitalu palą marihuanę by zmniejszyć efekty uboczne i twierdzą, że to działa. Skontaktowaliśmy się z naszym reprezentantem stanowym, Robertem Youngiem i spytaliśmy czy nie możemy legalnie otrzymać marihuany dla Keitha. Z zaskoczeniem dowiedzieliśmy się, że przygotowywana jest ustawa pozwalająca stosować kanabis w leczeniu jaskry i raka. Young skontaktował nas z Rogerem Winthrop'em, człowiekiem, który pracował nad ustawą. Opowiedział on nam o medycznych zastosowaniach marihuany i poinformował, że w niektórych stanach lekarze uzyskali już zgodę na udostępnianie jej poważnie chorym pacjentom, takim jak Keith.

Na krótko potem, Keith miał kolejną sesję i, jak zawsze, strasznie się rozchorował. Nie mogliśmy stać obok, po prostu patrząc, ale jako ludzie starszej daty, nie mieliśmy pojęcia jak znaleźć marihuanę. W desperacji zapytaliśmy o nią bliskiego przyjaciela, prezbiteriańskiego księdza, który pracował wśród młodzieży. Kilka dni później pojawił się u naszych drzwi z trawką. Zobaczyliśmy ją po raz pierwszy w życiu.

Następnego dnia zawieźliśmy marihuanę Keithowi do szpitala. Gdy ją zapalił, wymioty nagle ustały. Ta nagła zmiana była zadziwiająca. Trawka zlikwidowała także nudności. Gdy palił, był bez przerwy głodny i zaczął przybierać na wadze. Jego samopoczucie także uległo wielkiej zmianie. Dotychczas po przyjściu ze szpitala, Keith zamykał się w sypialni, zasłaniał ręcznikami szpary by nie czuć zapachu obiadu i pozostawał w pokoju lub w łazience, wymiotując całe popołudnie. Rak sprawiał, że zachowywał się jak zranione zwierzę - bojaźliwie i ustępliwie. Na przemian było mu zimno i gorąco, jego stawy spuchły i były obolałe. Wypadały mu włosy i czuł się paskudnie. W miejscach zastrzyków odchodziły mu całe płaty skóry.

Palenie marihuany dramatycznie zmieniło jego życie. Na krótko przed terapią palił skręta z trawką i jeszcze jednego po, jeśli czuł się niedobrze. Gdy wracał do domu, zostawał w salonie, rozmawiając z bratem i ojcem. Przyłączał się do wspólnych obiadów i jadł więcej niż inni. Stał się bardzo rozmowny i znów uczestniczył w życiu rodzinnym. Nigdy nie zauważył negatywnych efektów. Marihuana była najbezpieczniejszym i najbardziej łagodnym lekarstwem, jakie otrzymywał w trakcie swojej batalii z rakiem.

Upewniliśmy się, że wszyscy jego lekarze i pielęgniarki zdają sobie sprawę z sytuacji. Nikt nie protestował, a niektórzy poparli pomysł. Sprawiliśmy nawet, że mógł palić marihuanę w swoim szpitalnym pokoju. W efekcie, ludzie którzy się nim opiekowali, stwierdzili że prawo nie zgadza się z rzeczywistością.

Dowiedzieliśmy się, że wielu pacjentów pali marihuanę i większość mówi o tym lekarzom, którzy popierają pomysł ale nie mówią publicznie tego, co powiedzieli pacjentom w swoich gabinetach.

Mój mąż i ja byliśmy niezadowoleni, ponieważ terapia Keitha była nielegalna. Czuliśmy się jak przestępcy. Jesteśmy prostymi i uczciwymi ludźmi i nie znosimy kombinowania. To było niemiłe, prosić najbliższych przyjaciół, naszego księdza i naszego drugiego syna Marc'a by ryzykowali swoją wolnością by dostarczyć Keithowi lekarstwa, którego potrzebował. Zdawaliśmy też sobie sprawę z tego, że inni rodzice nie wiedzą, że marihuana może pomóc ich dzieciom w cierpieniu. Spytaliśmy Keitha, czy możemy opisać jego historię w lokalnej gazecie, "Bay City Times" by pomóc innym pacjentom. Zgodził się pod warunkiem, że nie wspomnimy o rodzaju jego nowotworu i usunięciu jąder. Jako młody człowiek, chciał przynajmniej tę część swojego życia pozostawić w prywatności.

W dniu, kiedy artykuł ukazał się w gazecie, wybraliśmy się do Lansing by zeznawać przed komisją senacką. Spory rozgłos sprawił, że zaczęli do nas dzwonić inni pacjenci z Michingan i całych Stanów. Keith często rozmawiał z nimi do późna w nocy. Pacjenci i ich rodziny szukali porady, jak palić marihuanę, jak dużo jej używać i jak często. Kilka razy wyjeżdżał nawet na "wizytę domową" by pokazać jak skręcić papierosa i zaciągać sie dymem. Sprawiało mu to ogromną przyjemność.

Niedługo potem znaleźliśmy w naszej skrzynce pocztowej woreczek marihuany. Nie było z nim żadnej kartki, żadnej informacji, po prostu - uncja marihuany. Przypomniałam sobie artykuł, z którego się tak śmiałam. Wkrótce otrzymywaliśmy też marihuanę pocztą. Darczyńcy zazwyczaj pozostawali anonimowi, ale nie zawsze. Pewien ksiądz przyniósł trawkę do naszego domu z myślą, że my wiemy, komu może się przydać. W miarę rozszerzania się informacji, kontaktowali się z nami znajomi. Zadzwoniła do nas szkolna koleżanka mojego męża. Zaprosiła nas do swojego domu i wręczyła pudełko po papierosach pełne trawki. Wyjaśniła, że jej niedawno zmarły mąż, palił ją by ulżyć bólowi w końcowej fazie raka. Nie wiedziała, co z nią zrobić, ale nie chciała jej wyrzucić.

Gdy wraz z mężem wróciliśmy do Lansing na kolejną rozprawę, Keith znowu był w szpitalu, a jego rak się rozszerzał. Towarzyszyła nam teraz rodzina Negenów, którzy zeznawali poprzednio bez podawania nazwisk. Ich 21-letnia córka, Deborah, poddawała się chemioterapii przeciw białaczce. Marihuana była jedynym lekarstwem, które przynosiło jej ulgę. Negen jest pastorem konserwatywnego Holenderskiego Zreformowanego Kościoła Chrześcijańskiego w Grand Rapids. Zeznał, że modlił się o poradę i zdał sobie sprawę, że jeśli palenie marihuany przez jego córkę byłoby źle widziane przez jego kongregację, musiałby opuścić kościół. Opowiadał, jak był zmuszony wysyłać swoich synów po trawkę dla Deborah. Łatwo było nam zrozumieć jego zmartwienia. Tak jak my, musiał złamać prawo by zapewnić lekarstwo swemu dziecku.

Deborah Negen była jeszcze bardziej elokwentna i poprosiła komisję, by pomyślała o innych, niepotrzebnie cierpiących, chorych ludziach.

10 października 1979r. w stanie Michingan jednomyślnie przegłosowano prawo do stosowania marihuany w medycynie. Pięć dni później senat przy jednym głosie sprzeciwu zatwierdził przepis. W niedzielne popołudnie, 21 października, powiedzieliśmy Keithowi że nowa ustawa zacznie obowiązywać nazajutrz. Uśmiechnął się i powiedział dobranoc. Następnego dnia nad ranem, umarł, a nowa ustawa weszła w życie...


PIĘKNA HISTORIA
Awatar użytkownika
Punky
super grower
super grower
Posty: 2753
Rejestracja: 18 gru 2010, 12:20
Lokalizacja: Holandia

Re: Życiowy artykuł o marihuanie-naprawdę wart przeczytania

Post autor: Punky »

Jednak są normalni ludzie. W naszym kraju to nie przejdzie, chyba że zachoruje 90% społeczności.
Awatar użytkownika
diselryder
super grower
super grower
Posty: 960
Rejestracja: 13 lut 2011, 22:54

Re: Życiowy artykuł o marihuanie-naprawdę wart przeczytania

Post autor: diselryder »

Ale taki artykuł być może przekonał by parę osób.
Awatar użytkownika
Gąbczasty
super grower
super grower
Posty: 919
Rejestracja: 26 sty 2011, 18:05
Lokalizacja: Looney Tunes

Re: Życiowy artykuł o marihuanie-naprawdę wart przeczytania

Post autor: Gąbczasty »

historia tego kolesia jest zajebista MJ całkiem odmieniła jego życie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kolejny artykuł który umacnia w przekonaniu że marihuana jest najlepszym lekarstwem na każdą chorobę i to jeszcze jest stworzona przez naturę
Moje motto: "NIE MA OPIERDALANIA SIĘ"
Awatar użytkownika
diselryder
super grower
super grower
Posty: 960
Rejestracja: 13 lut 2011, 22:54

Re: Życiowy artykuł o marihuanie-naprawdę wart przeczytania

Post autor: diselryder »

Dokładnie.
Awatar użytkownika
Grzybek!21!
super grower
super grower
Posty: 788
Rejestracja: 27 sty 2011, 14:02
Lokalizacja: KrajWódkąPłynący:/

Re: Życiowy artykuł o marihuanie-naprawdę wart przeczytania

Post autor: Grzybek!21! »

Zajebisty artykuł [browar]
Pale gdy mam ochotę nałóg kontrolowany:)
ODPOWIEDZ